Rok wczesniej z powodu awarii musiałem zmienić plany i ominąć Kosowo. Żal mi było, bo odwiedzic to państwo/terytorium chciałem od 1999 roku, od czasu kiedy koordynowałem zbiórkę pomocy humanitarnej dla jego mieszkańców z ramienia jednej z organizacji pozarządowych. Rok temu, kiedy byłem juz tak blisko, postanowiłem, że przyjadę tu jak najszybciej, najchętniej na 2 kołach.
Dlaczego akurat ruszam z Pszowa? Byłem tu na jednym z najsympatyczniejszych spotkań miłośników dwóch (i trzech) kół z silnikiem. Zlot (bo tak nazywają się takie spotkania) organizuje FG Hanysy Pszów, grupa motocyklowa. (www.hanysypszow.pl)
Zlot zakończył się w niedziele, w poniedziałek przed południem dojechał do mnie kolega (ten od Helsinek), no i... Ruszamy!
Przed nami około 4000km i wiele nieznanego... Jak zwykle - planu nie ma konkretnego, jest za to ustalona długość wyjazdu - maksymalnie 11 dni. Cel - dojechać do Kosowa no i po drodze zobaczyć ile się da. Dla mnie część trasy będzie powtórką - mój towarzysz podróży w te tereny wybiera się po raz pierwszy.
Jeżeli umieszczam wpis, a w treści znajdziecie tylko 'przejeżdżamy' to oznacza, ze wpis powstał by ułatwić serwisowi liczenie kilometrów (które są liczone w linii prostej i nie odzwierciedlają rzeczywistych wartości). Część z miejsc opisywałem już przy innej okazji - też nie będę się tu nad nimi rozwodził zbytnio.