Do tego dnia miałem bardzo dobre zdanie o czarnogórskich pogranicznikach...
Podjeżdżamy na granicę i jadący przede mną towarzysz podróży podaje dokumenty. Pogranicznik podchodzi do mnie i prosi o paszport (no bo kolega też dał paszport), no to daję... Po przejrzeniu paszportów mówi, że nie może nas przepuścić, bo nie wie którędy wjechaliśmy, gdyż brak pieczątek wjazdowych. Podaję mu nazwę przejścia, mówi, że niestety po pieczątki musimy się wrócić na policję do Niksic. I tu mnie się lampka zapala... w ten sam sposób kiedyś już próbowano ode mnie łapówkę wymusić - mimo plakatów 'Przekraczanie granicy jest bezpłatne' i banknotu o nominale 0 euro na nich. Mówię, że w komputerze mają odnotowany nasz wjazd. Na co dowiaduję się, że na tej granicy do komputera nie mają dostępu... Niestety lekka panika w oczach mego towarzysza podróży napędza chciwość funkcjonariusza. Proszę, żeby kierownika zmiany zawołał. Przychodzi ktoś... bo ja wiem czy kierownik... tłumaczę mu to samo, mówię, że spieszymy się na nocleg przed burzą (od strony morza nieźle już błyskało). Mniej już pewnym głosem mówi, że brak pieczątek, że Niksic... Wyciągnąłem więc telefon i pytam towarzysza podróży "Gdzie my tu mamy najbliższą ambasadę? Podgorica?" i udaję że szukam numeru. Kiedy już miałem przykładać telefon do ucha - paszporty znalazły się w naszych rękach z powrotem... Chcą do "Evropy", to niech się jak w "Evropie" zachowują :) Cała sytuacja nie miałaby miejsca jakbyśmy dowody osobiste pokazali.
Po bośniackiej stronie w sumie kończy się na krótkiej rozmowie i ruszamy co koń wyskoczy...