W sumie jestem tak blisko Grecji, ze aż szkoda by było nie pojechać tam chociaż na jeden dzień. Moi gospodarze mówią mi, ze w Igumenicy nie ma nic ciekawego no to tylko port, ale dalej na południe jest ładnie, turystycznie.
Wyruszam wcześnie rano, o świcie - można powiedzieć. Najpierw czeka mnie przeprawa promową w Butrinit, za która trzeba zapłacić 2€ lub 300lek (20% taniej jest płacić w €, dziwne...).
Pózniej jadę całkiem dobrą drogą, wjeżdżam w dwa stada owiec prowadzone na wypas. Jeden z owczarków jest nieco agresywny, ale udaje mi sie nie popaść z nim w konflikt... Nagle droga sie kończy i zaczyna sie nawet nie droga szutrowa ale kamienista. Jadę tak przez ok 3km aż dojeżdżam do pięknej, szerokiej nowej drogi prowadzącej z Sarandy na granicę w Qafe Bote. Przed granicą jeszcze tankuje (w Grecji sporo drożej bo zamiast 1,3€ to około 1,7€).
Na granicy formalności idą bardzo sprawnie, dostaje w końcu pieczątkę albanską :) grecki policjant widząc polski dowód osobisty tylko uśmiecha sie i pokazuje ze mam jechać. Dla przekraczających granice w tym miejscu informacja - sklep wolnoclowy ceny ma raczej wysokie, tanie są tu tylko papierosy (13€ za karton Marlboro), pamiętajcie ze Grecy nie wychodzą ze swoich budek, trzeba iść do nich z dokumentami.
Droga od granicy jest ładna, asfaltowa. Po drodze mija mnie autokar z polską rejestracją. Wjeżdżam do miasta. Nie zachwyca, kafejki, plaża, port no i początek Autostrady Egejskiej. Zaskakują ceny, nawet te w supermarketach, szczególnie po tygodniu spędzonym w Albanii... Jadę dalej na południe, z zamiarem powrotu do Ksamil po południu.