Dojechałem do Ohrid. Uliczny termometr pokazuje 8oC... Zimno, bardzo zimno... Ciężko trochę znaleźć Villa Anastasia, bo okazuje się, że tę samą nazwę ulicy ma ulica główna idąca od Dworca Autobusowego i odchodzące od niej w kierunku jeziora uliczki.
Właścicieli uprzedziłem wcześniej o moim późnym przyjeździe - powiedzieli, że nie ma problemu, bo i tak mieszkają nad pokojami, czyli są na miejscu. Parking przed budynkiem uzbrojony jest w kamery, ale mówią mi, że jeżeli chce spać spokojnie, to mogę wprowadzić pojazd pod samo okno mojego pokoju. Tak tez robię, choć przez bramkę przejeżdżam 'na styk'...
Gospodyni proponuje herbatę... o jak dobrze :) Później w pokoju odkrywam w szafce kuchenkę gazową, i garnuszek metalowy, robię sobie kolejną herbatę... Już jest lepiej. Przypomniałem sobie, że mam jeszcze z wypadu do Grecji trochę ouzo... no i zakupione po drodze, przed Pequinem owoce granatu. Podgrzewam ouzo (ciekawostka - zmieszane z wodą mętnieje, to wszyscy wiedzą, ale po podgrzaniu znowu jest przejrzyste, a po ochłodzeniu nie mętnieje), zalewam nim pestki granatu - mając nadzieję, że gorący alkohol i spora dawka witaminy C pozwolą uniknąć przeziębienia...