Docieramy na nocleg do Rygi. Pod hotelem zaparkowana jest Honda CBR z fińską rejestracją. Jej użytkownikiem okazuje się esperantysta (sądząc po naklejkach na kufrze motocykla) po 60tce. Małomówny, podobno jak większość Finów (na trzeźwo). Żadnych więc informacji na temat jazdy do jego rodzinnego kraju nie zdobyliśmy :)
Po kolacji ruszamy do centrum miasta. Ładne... bardzo ładne, razi troszkę jednak ilość klubów nocnych i nachalność ich naganiaczy. Kiedy idąc we dwóch mówimy, że nie jesteśmy zainteresowani jego ulotką, zaraz wyjął z tylnej kieszeni spodni inną ulotkę i z uśmiechem nam ja pokazał mówiąc "A może klub dla gejów?". No i co mieliśmy odpowiedzieć?! Że nie jesteśmy zainteresowani... Europejska Stolica Kultury, eh... zmęczeni nieco wracamy do hotelu. Po drodze zaczyna kapać z nieba...
Następnego dnia na śniadaniu trafiłem na herbatę o swojsko brzmiącej nazwie IMPRA :) Jeszcze przed wyruszeniem w dalszą drogę, idąc za radą znajomego Estończyka kupujemy bilety na prom przez internet, ze strony Tallink. W końcu to już jutro... wybieramy optymalne godziny (cena przejazdu tego samego dnia może się różnić bardzo), tak, żeby wrócić na nocleg do Estonii.
Po śniadaniu, pakujemy się i wracamy do centrum Rygi. Znowu zaczęło kropić z nieba - sporo kostki w mieście, dużo torów tramwajowych - nieprzyjemnie się trochę zrobiło. Odwiedziliśmy raz jeszcze centrum, po drodze zatrzymując się przy budynku wyglądającym jak warszawski PKiN. Później pojechaliśmy kupić klucz do dokręcania moich świeżo dorobionych w Kłajpedzie śrubek i trafiliśmy po drodze na pomnik żołnierzy radzieckich. Około południa ruszyliśmy w kierunku Estonii. Po chwilowym ochłodzeniu związanym z opadami, znowu wrócił upał...