Wróciliśmy z 'festy' już po północy, choć nadal transportem miejskim :)
I taka ciekawostka - węzeł komunikacyjny, gdzie spotyka się kilkanaście linii autobusowych (a my dwukrotnie się tam przesiadaliśmy jadąc ze wschodu na zachód wyspy) jest przy... Ogromnym szpitalu, nie wiem czy nie największym na wyspie... Ot - praktyczne rozwiązanie.
Pogoda nie zachęca do wędrówek - chmury, silny wiatr, wysokie fale. No może do sztormu troszkę jeszcze brakuje, ale niewiele :)
Spacer do sklepu i dzień mija nam na degustacji win miejscowych - do 6-8E można całkiem przyzwoite białe czy czerwone wino zakupić. Zaskoczeniem jest baaaaardzo smaczne różowe. Marek wymieniał nie będę - nie ma co robić reklamy, bo może nieletni to czytają :)
Czas umila nam obserwacja treningu przyszłych ratowników... ale się tu nad nimi znęcają... chyba specjalnie wybrali taką pogodę ze wzburzoną w zatoce wodą, no ale wiadomo - w akcji ratowniczej nie będzie się nikt cackał - tu o ludzkie życie chodzi.
Hotelowe spa przydaje się - w saunie cieplej i nie wieje, a wanny z bąbelkami też przyjemniejsze niż wzburzone wody zatoki. No i na pewno bezpieczniejsze.
Wieczorem wybieramy się na spacer i kolację do restauracji Gululu. Miejsce polecane, niemal "słynne". Warto było - co prawda kolacja zakrapiana winem wychodzi po jakieś 25E/os, ale czego się nie robi dla poznania miejscowej kuchni w takim wydaniu :)