Dzieci do szkoły, a my w trasę :) Jeszcze przed wyjazdem tankujemy. Na stacji obsługujący mnie pan patrzy na tablicę rejestracyjną, uśmiecha się i sumę jaką mam zapłacić mówi po polsku... zdębiałem. Bo chwilę wcześniej rozmawiał z innym płynną węgierszczyzną. Pytam go skąd zna język. "Żona Polka", uśmiecha się, "To znaczy już się rozwiodłem, ale 20 lat ze sobą byliśmy". Szkoda, że nie spotkaliśmy się dzień wcześniej - pewnie Kecskemet wydałby się nam ciekawszy.
Ruszamy... Szykuje się kolejny upalny dzień. W założeniu chcemy dojechać do Prisztiny. Mając żywo w pamięci relacje w TV z granicy węgiersko-serbskiej mamy małe obawy, ale jedziemy. Kontrola przebiega bardzo sprawnie. Na samej granicy rzeczywiście stanęło ogrodzenie z drutem kolczastym na szczycie, ale jakoś tłumów imigrantów, ani pacyfikującej ich policji nie widzieliśmy.