Granica w obie strony poszła bezproblemowo i bezkolejkowo. Oczywiście - trzeba było się wylegitymować, ale na powrocie do Kosowa nawet na słowo nam uwierzyli, że mamy ubezpieczenie.
Niestety nie zdążyłem odebrać buta... a nie chciałem tym obciążać naszych zaprzyjaźnionych Kosowarów.
To był ostatni wieczór spędzony na ciekawych rozmowach o Kosowie, o historii, o polityce, o losach poznanych tu ludzi i o pogodzie... Już od dwóch dni o pogodzie rozmawialiśmy, bo zapowiadane były silne wiatry i burze na całych zachodnich Bałkanach. To sprawiło, że nieco zmieniliśmy nasze pierwotne plany - nic z nich nie wykreśliliśmy, ale postawiliśmy na przeczekanie ewentualnej kiepskiej pogody w miłej atmosferze i w dobrym towarzystwie :)
Nasi Kosowarzy pożegnali nas serdecznie, następnego dnia klucze od garażu mieliśmy zostawić w umówionym miejscu, bo nasz dobrodziej i kilku jego kolegów wyjeżdżali tej nocy do Albanii na ryby. Oczywiście - zapraszają kiedy tylko Prisztina będzie nam po drodze i zapewniają, że miejsce w garażu zawsze się dla naszych motorów znajdzie - miło, prawda?