W nocy była straszna burza... podobno... gorące przyjęcie przez Zdenko i jego rodzinę oraz zmęczenie sprawiły że niewiele słyszałem. Nie ma to jak wstać dopiero jak się człowiek wyśpi :)
Śniadanie spożywamy w formie stało - płynnej. Płynnie mamy przejść do obiadu... po drodze gdzieś sprawdzamy co się stało, że nie mam światła stopu... żaróweczka jedno włókno straciła, żaróweczka nietypowa, pewnie w Sarajewie się gdzieś kupi... Generalnie do wczesnego popołudnia padało i lało na zmianę... po południu nieco zelżało. Do Zdenka przyszli znajomi, myśmy udali się do centrum - mój towarzysz podróży nie był nigdy w Medugorje, szkoda by było nie zobaczyć będąc tak blisko. No i troszkę pielgrzymkowo się zrobiło...
Po powrocie nasz gospodarz ze swoimi córkami (jako TNT Band) dał dla nas mały koncert - klasyki rocka we własnym wykonaniu, piękna sprawa!
Wieczór już niskoprocentowo spędzamy na planowaniu kolejnych etapów trasy, jako że prognozy pokazują iż najgorsza fala złej pogody nas już ominęła - w sumie trwała krócej i nie była aż tak straszna jak zapowiadali.