A jednak! Była autostrada, 14km, później trochę drogi 'normalnej', później bardzo przyzwoita droga ekspersowa (wszystkie bezpłatne) od Vlor aż do samego Durres, później trochę kluczenia i wjazd na dwupasmówkę - piękną, nową, ograniczenie 100km/h.
Legendy krążą o kierowcach albańskich i ich stylu jazdy. Osobiście nie zauważyłem większych różnic między jazdą Albańczyków, Bośniaków, czy Czarnogórców. To południe, Bałkany... i 'południowo-włoski' styl jazdy jest tu normą. Drogi nie są złe, oczywiście zdarzają się zwężenia, roboty drogowe, czy dziury, ale nie przesadzajmy - główne drogi nie odbiegają od standardów polskich, czeskich czy węgierskich.
Do mojej bazy wypadowej na kilka dni docieram jeszcze przed zachodem słońca. Zachód słońca oglądam z balkonu pokoju wynajętego w jednym z hoteli przy samej plaży.
Kiedy wychodzę z miejscowego sklepu ze swoją kolacją (papryki nadziewane słonym serem, pikle z bakłażanów, bułka i miejscowe wino), do sklepu wchodzi grupka polskich turystów... nawet nie wiem ilu ich jeszcze spotkam w Albanii :)
Dziś też na kilka dni liczebność naszej wycieczki podwoi się. 50% wycieczki przylatuje dziś w nocy do Tirany, czeka mnie więc nocna jazda na lotnisko.
Nasz hotel to nowiusieńki Klejdi Hotel w miejscowości Mali i Robit. Parking bezpieczny, pod samą recepcją, ale niestety dużo drzew i ptaków... i trzeba czyścic sprzęt za każdym razem. Do plaży bliziutko, widoki ładne, obsługa miła.