Widok dużego oświetlonego miasta zachęca mnie, by zjechać do centrum... Niestety kiedy jadę po znakach "Qentar", na kolejnym rondzie dwupasmowa aleja kończy się - roboty drogowe bez żadnego ostrzeżenia, a droga nie istnieje, nawet miejscowi nią nie jadą. W oddali widać kolejne rondo i iluminację, ale nie ma tam jak dojechać. Wracam na obwodnice śródmiejską i próbuję dojechać do centrum z drugiej strony.
Warto się było jednak trochę pomęczyć - ładnie oświetlone pozostałości fortecy, deptak pełen ludzi tuż obok, atmosfera radosnego jeszcze ciepłego jesiennego wieczoru, wynagradzają trud znalezienia tego miejsca.
Przed wyjazdem wydaję ostatnie leki na butelkę Skanderbeg - koniaku, miejscowej specjalności (600lek) oraz souflaque (150 lek) - odpowiednik greckiej pity - placek zwinięty w rożek, a w nim mięso, warzywa i frytki a wszystko z sosem - wybór niewielki, wiec proszę o musztardę, bo był tylko keczup oprócz tego.
Do granicy coraz bliżej...