Kiedy wróciliśmy do hotelu zaczęło całkiem mocno padać...
Mieliśmy pomysł żeby pojechać tego popołudnia do Tirany, jednak dowiedzieliśmy się (przy okazji sprawdzania porządku mszy w katedrze katolickiej), że właśnie zaczyna padać deszcz...
(dla zainteresowanych - w niedzielę w katedrze pod wezwaniem św. Pawła, przy bulwarze św. Joanny d'Arc o 9:00 można uczestniczyć w mszy po angielsku oraz o 11:00 w sumie i o 18:00 w mszy - obie po albańsku, ale sumie przewodniczy biskup), w sobotę msza jest o 18:00 Pogoda łóżkowo-barowa, spaliśmy długo, pozostaje więc cześć barowa... Odwiedzam sklep i następnie degustujemy :)
Raki 0,5l kosztuje 350 leków (1E=139leków) smakuje bardziej jak destylat zwany rakiją niż anyżowe raki znane z Turcji
0,75 wina czerwonego Merlot z Kantina e Pijeve "Gjergi Kastrioti Skenderbeu" za 300 leków - baaaaaardzo dobre
Idziemy na obiad do restauracji przy hotelu, to samo wino i jego biała wersja (szczepu nie pomnę, wybaczcie) kosztuje 600 leków
Całość rachunku za dwie osoby - z winem, wynosi blisko 3000 leków czyli jak dnia poprzedniego - jakieś 22E
W ramach deseru, już w pokoju - melon kupiony za 100 leków za kilogram, 0,2 koniaku "Skanderbeu" za 250 leków.
Zaczynają się dłuuuuugie rodaków rozmowy, wzbogacone przez zakupy z wolnocłówki. Za "zagrychę" służą nam spec djeges me gyize czyli papryczki nadziewane serem (czasami z posmakiem orzechów włoskich) oraz patëllxhan czyli marynowany w wodzie z solą i octem bakłażan...
Na zakończenie - piwo "Tirana", którego puszka w naszym kurorcie kosztuje 100 leków, poza kurortem najtaniej za 80 leków kupowałem.
Nie było problemu z zaśnięciem :)