Dotarliśmy do naszego miejsca noclegu... w nazwie ma hostel, ale to raczej kamping... Szeregowe wybudowane na palach budynki drewniane ze wspólnymi ubikacjami i łazienkami na końcach. Wszystko w wysokiej trawie... Budynek sauny czynny 24h, trzeba sobie ją tylko rozpalić - tej nocy nie było ot możliwe, bo jakaś para zrobiła sobie tam 'private party' jak powiedzieli kiedy chcieliśmy wejść.
Właściciela nie było, zadzwoniliśmy do niego i podał nam numer pokoju mówiąc, że klucz jest wewnątrz. Zakwaterowaliśmy się, w całym obiekcie widziałem 2 namioty i światło w jeszcze dwóch pokojach. Mieszkańców jednego z nich miałem poznać już niedługo :)
Noc jakoś nie chciała zapadać, ale kiedy tylko się trochę ściemniło - komary zaczęły dawać się nam we znaki. Niestety - nie przewidziałem, że będziemy na kempingu spać i to wśród wilgotnych wysokich traw... Moje wysiłki w odganianiu się od malutkich krwiopijców zauważył jeden z gości kempingu. Szczupły niewysoki blondyn, z fryzurą 'czeski metal' był w stanie upojenia alkoholowego - zawsze widziałem go z otwartą puszeczką drinka w ręce (w pokoju miał jeszcze ze 2 palety). Podszedł, przywitał się i mówił do mnie... dużo mówił... Moja znajomość fińskiego pozwoliła mi wywnioskować, że ma na imię Jaane i tyle... Nie bardzo reagował na moje próby wytłumaczenia mu, że nie znam tego języka, a co najwyżej angielski :) Bardzo mnie zaintrygowało słowo 'ofa', które powtarzał i pokazywał na mnie i na powietrze, po kilkukrotnym powtórzeniu 'ofa' zrozumiałem! Pytał czy chcę 'Off' na komary :) Mój wybawca!
Kiedy kładłem się spać po 1h00 nadal jeszcze niebo było jasne... a na zachodzie wyglądało w sumie jakby już się zaczynał wschód słońca. No nie jest to taka całkiem biała noc, ale blisko :) Polubiłem białe noce, ale rozsądek kazał mi jednak iść spać - rano trzeba być na promie do Helsinek.