Samolot zapełniony w jakichś 60%. Mam wolne miejsce obok siebie, kiedy startujemy towarzyszy nam piękny zachód słońca... zaraz potem zasypiam. Przedtem jeszcze dowiedziałem się, że jednak w naszym rzędzie jest nas trójka - miejsce było co prawda wolne, ale pod spodem stała torba, w której podróżowała Shoshana - suczka jadąca ze swą panią na wakacje. Zarwana noc daje się nadal we znaki. Budzę się, kiedy siedząca obok mnie pani rozrywa z hukiem (różnica ciśnień) paczkę czipsów. Znowu zasypiam, budzę się dopiero kiedy przelatujemy nad Walencją.
Lotnisko Murcia-San Javier, z racji swej lokalizacji jest jednym z najtrudniejszych lotnisk do lądowania w Europie. Położone jest nad morzem i niedaleko gór, a do tego dzielone jest z siłami powietrznymi hiszpańskiej armii, czyli starty i lądowania odbywają się tylko rano i wieczorem - kiedy akurat najbardziej odczuwa się migrację mas powietrza związaną ze zmianą temperatur.
I tym razem ją odczuwamy... samolot po zejściu poniżej 400-500m wpada w ruch wahadłowy lewo-prawo, ale udaje się bezpiecznie wylądować z dość mocno zaakcentowanym przyziemieniem. Wiem, że to nie wina kapitana, a panujących warunków... Nawet była próba oklaskiwania wyczynu prowadzącego maszynę, ale aplauz był krótki i może z 10-15 osób wzięło w nim udział.
Przylecieliśmy zgodnie z zapowiedzią blisko 30 min przed czasem. Na lotnisku czeka mój znajomy, który przyjechał pożyczonym od sąsiadów Passatem. Jakież jest moje zdziwienie, kiedy mam wsiąść od strony kierowcy :) Sąsiedzi to Anglicy, i sprowadzili sobie swój samochód z UK :) Zarejestrowany został już w Hiszpanii, ale tu jako że to mienie przesiedleńce - władze nie wymagają zmian w konstrukcji auta.