Kiedy ruszyliśmy z granicy poczułem charakterystyczna ociężałość prawego buta... Znałem ją z poprzedniego roku z przypadku buta lewego... Odkleiła się podeszwa... Drogi słabo oświetlone... wiedziałem, że muszę coś zrobić, żeby podeszwy nie zgubić. Kiedy dojechaliśmy do Besiane (Podujewo) stanąłem przy przystanku autobusowym w pobliżu warzywniaka, oceniłem straty i już sięgałem po czarną taśmę, by prowizorycznie przymocować podeszwę, kiedy z warzywniaka wyszedł uśmiechnięty pan niosący w jednej ręce młotek, a w drugiej - gwoździe :) Kiedy zobaczył moją zdziwioną minę - mówiąc coś po albańsku wskazał na mój but :) Uprzejmie podziękowałem, pokazałem taśmę i uśmiechnąłem się. Jeszcze raz zaproponował młotek... może jakbym miał więcej czasu i lepsze warunki - skorzystałbym. A może i by mnie do szewca zaprowadził... późno jednak już było, do Pristiny została jeszcze jakaś godzina drogi, a do tego jeszcze nie mieliśmy rezerwacji noclegu... Pokleiłem but i ruszyliśmy w drogę.